Sobota, sobota - słońce - to prawie jak medykamenty którymi daje się otępić mózg. Działa bez wygaszenia, bez posiadanego pstryczka "on/off" i jeszcze się nie przepaliło
W sobotę rower, czego nie można było być pewnym w moim wykonaniu, odważyłem się wsiąść. A potem pojechałem po poboczu- trasą pijaka, niepijącego.
Niemalże patrząc na odcień słońca i kąt jego padania - weekend majowy w końcu czerwca, w końcu doczekawszy się czegoś innego niż chmur i wody; jak ktoś wcześniej powiedział "trzeba nam". "Nie trzeba" ale być musi.
Brat na przodzie, pokracznie od niewiele ponad pół roku na dwóch kołach, z czterech się przerzucając - i on miałby ze mną bezpiecznie jechać, wracając w całości;żywy? ;)
Obciążony w momencie już nie tylko swoim nieszczęściem jazdy na rowerze której to zdolności z czasem się wyzbyłem, a jeszcze on- w wieku samobójcy na drodze
Natrafiłem na maki i w kolejności dalej; białe nieokreślone kwiaty
A za nimi jaszczurki, jedną wracając po rower na szosie wypaczyłem - o ciele po amputacji. Refleksyjne zrobiło się
Gdy z jednej strony jest piękno a z drugiej...
śmierć

Ogólnie to był ładny dzień, nocą w głęboki i pełen przemyśleń się zmienił. Dziękuje za wczoraj, za dziś do 2.00, śpiąc :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz