12 czy 13...to kwestia paru minut, gdy wróciłem- byłem już o rok starszy.
Pechowy dzień czy czas na urodzenia sposób. W moim wykonaniu było to dwadzieścia lat temu, kiedy zacząłem oblegać ten świat. Przebudziłem się ostatniego dnia, gdy czas pozostał, tylko ten w przód. Może, smacznie i tak czemu by nie.
Czuje więc Feel. Może to przepis na ten dzień. Jako dalsza kontynuacja poprzednich dni, od paru...bardziej z kim, niżeli sam. Natchniony wierzgającym strumieniem ludzkich głosów i nie do końca ubranych ciał. Falujemy tu, byle z głosem w ustach - nie przestać mówić. Cisza jest jak zacięty zmysł, który dusi wszystko w jedną z dróg, tworząc korek dla naszych słów. Jakby sygnałów na ciele nie mogli wymyślić. Białe -stój. Nienaganny styl.
Zamknąłem jedno oko, przestawiłem zegar w przód myśląć że później mi już z Tobą jest, albo dłużej. Przez dni a nie godziny i lata zamiast chwil. Wszystko przy tle "...a kiedy przy mnie śpisz". I tu jest mój dzień. Zamiast deszczu jest śnieg a przez wiarę do zła dochodząc. Od ostatniej tych jednym chwil które zastąpione będą drugą. Za paredziesiąt dni.
Komplet pięknych oczu, pozostających w spojrzeniu i koncert który pozwolił przypomnieć sobie twarze tych , o których istnienu wiemy. Ale nie zawsze ich poznajemy ...
Zazwyczaj jest feel, ten po polsku i we krwi.
kebabowo, z plastiku widelec wpychała mi w brzuch.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz