
Zwołaliśmy kolejną z wielkich sesji, wielkich - bo z pełnym przygotowaniem wizażu i fryzury. Martynka nie zawiodła mnie i tym razem, sam backstage trwał 3 godziny w których momentach zdążyłem nauczyć się kręcenia włosów i rozróżniania podkładów i korektorów. Nela musiała się wysiedzieć - zdaje się przez to że miała tak długie i gęste włosy które skrupulatnie przygotować. Muszę pochwalić, dziewczyny były dobre - i kot (Tośka) który cały czas tarzał się na dywanie, zdaje się dla uatrakcyjnienia czasu spędzonego na przygotowaniach ;)
koło godz. 15 stwierdziliśmy że lepiej być nie może i wyjdziemy w końcu gdzieś w plener żeby wykorzystać to co zrobiło się łapkami martynki.Trzeba nadmienić że wczoraj mocno wiało, do tego zawiewało świeżym śniegiem i pogoda nie nastrajała na robienie zdjęć. Jednakże ....zmobilizowani musieliśmy sobie dać radę. 30 min przetrzymałem je na śniegu - co podziwiam. Rzucając się na śnieg, dostając zwrotnego ADHD i samoistnych przejawów śmiechu. Wpadłem jak zwykle przy okazji zdjęć w żywiołowy trans przyjemności robienia fot. Nela kończąc zaznaczyła że przykleiła się do ściętej mrozem starej opony...wtedy już nie musiała udawać emocji " zabierzcie mnie stąd" ale warto było trochę oziębić swój organizm dla tych zdjęć. Podobno jestem wielki ;)







jak ja kochanm nelkę....
OdpowiedzUsuńzdjęcia są piękne , czyste i mają głębie...
lubie...
Pozdrawiam ;*