Ale mocne brzmienie padło na ten niedzielny wieczór, przegląd zespołów tego festiwalu a na deser ACID DRINKERS. Włosy powiewały w powietrzu, tłum spod sceny skraplał się od gorącego potu a i frontmeni dawali w gaz wychodząc bliżej publiki nawołując ich do jeszcze większej dynamiki. Dla widzów, w tym momencie to oni byli bogami. Dziewczyny piszczały. Masa ludzi trzeszcza uginając oddzielające ich bariery, przy których gromada ochroniarza powstrzymywała ich wszystkich ostatkiem sił. To było piękne. By nie powiedzieć wierszowe.A i mi tego wieczoru coś od życia się dostało (oczywiście oprócz zdjęć) zostałem namaszczony po głowie przez wciąż śpiewającego lidera zespołu. Odkryłem że więcej ludzi chciałoby czegoś takiego doznać. Trafiło na mnie. Z uśmiechem na twarzy wróciłem, choler**e się podobało.
Nie trzeba nam wojen żeby zobaczyć prawdziwe oblicze człowieka. Wystarczy pójść na dobry koncert. Oczywiście nikt nie zginał - ale było i tak dobrze :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz