Zmotywowany, w deszcz postanowiłem osadzić się w scenerii murawy. Na boisko wyszliśmy we trzech: ja( wiek 19), brat(7), sąsiad (9) wszystko wyglądało na pierwszy rzut oka na łatwy sparing z moim zwycięstwem na końcu, a jednak.
Chłopcy nie wiedząc co to jest fair play( może dlatego że jeden z nich nie umie nawet dobrze czytać po polsku, to czego oczekuję -gry fair? ;) )
Pierwszy gwizdek ( w głowie jedynie) okrzyk- nie wiedząc czemu wtedy zabrzmiał jak zachęta do ostrej krwawej bitwy, co po części potem się potwierdziło. A ja nadal spokojny.
Pierwsze kopnięcia niepewne, piłka która odlatywała od mojej nogi na odległość, jakby bała się sparzyć i rywale które mieścili mi się poniżej pachy, ale i zmęczenie - które było moim pogrzebem.
Oddałem piłkę i tu się zaczęło, idealne dośrodkowanie przed pole bramkowe doprowadziło do mojej straty...a potem było jeszcze gorzej.Gdy biegłem z piłką jeden się rzucił na moje plecy i ciągnąc się za mną po trawie obezwładniał mi i tak nie w pełni sprawne nogi. Drugi zaś skoczył mi pomiędzy nogi wślizgiem ( o ile można było coś takiego nim nazwać- ale nie czepiam się.) nokautując mnie po twarzy.
Padłem i jakby w rytm zespołu COMA - spadam. Nie powstałem już więcej a wynik rywalizacji zakończył się stanem do szatni 5 do 2 dla nich. Dzisiaj im pokaże- będę gryzł po uszach ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz