A jedzenie było zacne, nie mówię tego żeby kolejny raz "przypunktować" u niej a dlatego że na prawdę mi smakowało. Powiedziałbym że nie spodziewałem się takiego smaku...ach! Dlatego z tego powodu zarezerwowałem kolejne terminy na dożywianie mojej skromnie chudej osoby ;)
A żeby tego było mało, zachciało się jej... Nie byle czego bo nocnego fotografowania sesyjnego. Czy tylko mi zdaje się to teraz przynajmniej dziwne - sobota wieczór ( by nie powiedzieć noc- jeśli mówimy o 22.00) Wydobyliśmy się z wnętrza mojego pomarańczowego matiza z całym swoim dobytkiem i statywem. Rozstawiliśmy się nieopodal gdzie ścieżki pijackich powrotów miały tłumy zalholizowanych mordek. Nie byłoby w tym nic złego gdyby te tłumy za każdym razem nie zatrzymywały się przy nas. Osaczając własnym niezbyt przyjemnym ciałem.
Ale...skacz w tą ciepłą listopadową noc
rozpadaj się na miliony cząstek nocą... ;)
Jako kefir na mój mentalny kac...rozluźnienie ach!


:*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz