Po odmrożonych opuszkach palców można rozpoznać ile stopni mrozu jest wokół. Patrząc po mojej odmrożonej ręcę, nogach jak i całym długim ciele, musiałoby być z - 50. Może rtęć do tego poziomu nie spadła, w przydomowych termometrach, jednak to co było oznakami zimy ( już zastanej) zniechęcało do wysuwania zza progu domu chociażby kawałka swojego nosa.Co mi przyszło do głowy że w ten dzień wyszedłem. Skuszony chyba, tą radością sprzed parunastu lat gdy to mimo chłodu i wyziębienia hasało się między zawianymi domami po pachy w zimnym śniegu. Hm...
Nawet mój pies, dziwnie się tego dnia na mnie patrzył. Z wyrazu jego pyska dało się zauważyć ( dostrzec) politowaniu. Czemu? A otóż tyle że on będąc psem nie wie co to znaczy robić zdjęcia. I jakaż to może być satysfakcja. Po godzinie na mrozie, gdy ostatni palec nie chciał naciskać spustu migawki, stwierdziłem że trzeba wrócić, dla dobra siebie i zdjęć. Przecież aparat też mógł zamarznąć.;))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz