
Pies nas o mało co nie zjadł. To pamiętam.
Byliśmy większym składem, przy sesji z Sylwią pomagała mi Iza z Matuszem. Iza malowała, a we dwóch poszliśmy na rekonesans - gdy chcieliśmy wejść do środka z drzwi wyjrzał piękny duży pies i tu zdrętwiały mi nogi. Chciałem uciekać, chociaż dobrze że tego nie zrobiłem. Nie skonczył na nas - jednak pokrzyżował nam plany wejścia do środka. Robiliśmy w plenerze, w sumie też było gdzie Sylwie upychać w kadrach także nie narzekam. Kolejnym razem jeszcze z kimś sfocę w środku - teraz wiem że nie ma co chodzić na sesje w niedzielę w dzień wyborów parlamentarnym :D
Co tam polityka, idź na sesje chciałoby się powiedzieć. Ale zaraz mnie zjedzą, więc powiem że " tylko żartuje"
Cholera, lubię focić kobity, niesłychana przyjemność i odetchnięcie po ciężkich dniach. I tylko szkoda że teraz będzie coraz zimniej, bo takiego powera złapałem, że najchętniej nie szedłbym spać, tylko robił sesje. I żyłbym tak gdzie białe noce panują ;P
A Sylwia myślę że się spisała, inspirowałem się podczas obróbki jej oryginalnym kolorem włosów i zajefajną tuniką która mieniła się w krzakach ;))
Dzięki:*


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz